Koronawirus, czyli jak zostaliśmy astronautami w domowych statkach kosmicznych - piosenka i teledysk
Astronauci już od wielu lat dają się zamknąć na długie miesiące z dala od rodziny, bez wygodnego łóżka, pysznego jedzenia, bez jazdy rowerem po parku, bez wyprowadzenia ukochanego psa na spacer, bez trzymania partnera za rękę, pobawienia się z dzieckiem na placu zabaw, siedzenia z kawą na balkonie, a w dodatku bez grawitacji. I czynią to w imię nauki nie mając z tym żadnego problemu. Ba! Oni czują się wyróżnieni, bo przecież nie każdy astronautą może zostać. A my w imię zachowania zdrowia i życia naszych najbliższych nie potrafimy wysiedzieć kilku tygodni w domu, obłożeni zapasami żywności, smakołyków, z Netflixem na laptopie zabranym do łóżka, ciepłą herbatą i technologią, która sprawia, że nawet jeśli jesteśmy w domu zupełnie sami, możemy się z najbliższymi słyszeć i widzieć. Przez zupełny przypadek (o ile epidemię koronawirusa można nazwać jedynie „przypadkiem”) zostaliśmy astronautami w naszych domowych statkach kosmicznych i to od nas zależy jak będzie przebiegało nasze odkrywanie „nowego świata” i w jakim stylu wrócimy z tego „kosmosu”.
Różni są kosmonauci, różne jest ich wykształcenie, różne mają zadania do wykonania w czasie misji, aż w końcu różne są planety i obiekty kosmiczne do splądrowania. Tak samo różne są efekty epidemii koronawirusa i związanej z nią kwarantanny. Jedni piją i biją, inni popadają w depresję z samotności i lęku przed zachorowaniem, a jeszcze inni przekuwają domową kwarantannę w twórczość i kreatywność – piszą wiersze, tworzą przedmioty hand made, komponują piosenki, czytają książki, rozwiązują krzyżówki, a wszystko dzięki temu, że pracują zdalnie lub w ogóle nie pracują. I co to wnosi?
W niektórych domach kobiety nigdy nie cieszyły się tak często umytymi oknami, posprzątaną szafą czy odkurzonymi książkami na półkach. Mają teraz więcej czasu na dokładne sprzątanie, na gotowanie, pieczenie czy ogólnie „szydełkowanie”. Są też tacy, którzy niedawno zostali rodzicami i dzięki zdalnej pracy mogą sobie pozwolić na 24-godzinne doglądanie swojego malucha, na co przynajmniej jedno z rodziców nie mogłoby sobie pozwolić w normalnych warunkach. Okazało się także, że nauczanie w szkołach czy zajęcia na uczelniach wyższych mogą odbywać się online i choć początki bywają trudne, XXI wiek daje nam możliwości, jakich nie było choćby w dobie epidemii hiszpanki. Ale nie wszystko jest takie kolorowe…
Są domy, w których ludzie żyją jak w klatce z tygrysem. Tyle, że tym tygrysem są domownicy stosujący przemoc lub np. nadużywający alkoholu i wszczynający awantury. I o ile do niedawna ofiary mogły choćby w ciągu dnia z tej klatki uciec, dziś muszą przebywać w niej całą dobę. Całe dni, tygodnie i miesiące. Nagle, niemal z dnia na dzień, pięcioosobowe rodziny zostają zamknięte na 40 metrach kwadratowych, w mieszkaniu bez balkonu, gdzie dzieci muszą przerobić zadany szkolny materiał, a rodzice – pracować zdalnie. Są jednak i tacy, którzy obecnie pracują ponad normę i to w warunkach, których mało kto mógł się spodziewać w najczarniejszych scenariuszach. Dziś lekarze zapitalają jak mrówki, uwijają się ponad normę i nawet nie mają czasu otrzeć potu z czoła. Pielęgniarki po dyżurach nie śpią nocami w swoich domach, bo martwią się czy nie przyniosły śmiercionośnego wirusa domownikom.
Ludzie nie byliby też sobą gdyby w takim czasie nie próbowali żerować na cudzej krzywdzie czy nieszczęściu. I tak np. na Pomorzu jeszcze niedawno do domów przychodzili oszuści podający się za służby sanitarne. Ubrani w kombinezony ochronne wchodzili do mieszkań i kradli cenne rzeczy korzystając z nieuwagi domowników. W innym kraju Europejskim epidemia koronawirusa obnażyła niesprawiedliwość i absurdy wymierzone w osoby najbiedniejsze czy wykluczone. I tym sposobem we Francji mandatami za poruszanie się ulicami mimo zakazu karano… osoby bezdomne. Z kolei na drugim końcu świata, w Indiach, kryzys przeżywają dilerzy narkotyków. Ze względu na liczne patrole policji trudno im dotrzeć do klientów. Nie chodzi tu jednak o to, żeby użalać się nad losem narkomanów czy dilerów. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że w związku z powyższym, wielu narkomanów zgłasza się na leczenie. I to kolejny „dobry element” w morzu beznadziei płynącej z każdej strony. Co więcej, parafrazując słowa socjologa Krzysztofa Pacewicza można wysnuć pewien wniosek: „bogata Północ w zetknięciu z możliwością śmierci mówi nagle ludzkim głosem: niech giną firmy, niech ginie biznes, zdrowie najważniejsze”.
Można powiedzieć, że zimą zasnęliśmy w pewnego rodzaju spokojny i rutynowy sen zimowy w znanym nam świecie. Zimą planowaliśmy wakacje, wesela, spotykaliśmy się ze znajomymi, urządzaliśmy imprezy. Wszystko żeby jakoś przetrwać tę zimową szarówkę. Jednak wiosną obudziliśmy się z tego snu w zupełnie innym świecie i zupełnie odmiennej rzeczywistości. Uściski czy pocałunki nagle stały się ludzką bronią, a nie odwiedzenie rodziców i przyjaciół lub Wielkanoc spędzona samotnie w domu, stały się aktem miłości. Izolacyjna samotność jest dziś zdecydowanie wyrazem troski. Ale przyroda kontynuuje życie, natura zdaje się nie reagować na wirusa, wręcz przeciwnie – świat jest dziś wiosenny, słoneczny, piękny. Smog w dużych aglomeracjach się zmniejszył, lwy na afrykańskich asfaltowych drogach, którymi niegdyś jeździły samochody terenowe z turystami, śpią wygrzewając się jak gdyby nigdy nic. Tylko ludzi umieszczono w klatkach.
Prawdopodobnie za jakiś czas obudzimy się w jeszcze innym świecie. W świecie, w którym będziemy mogli swobodnie wyjść z tych naszych klatek i rakiet kosmicznych na spacer, spotkać się z przyjaciółmi i przywitać się z nimi szczerym uściskiem, poimprezować i po prostu pobyć ze sobą w realu. I to będzie nasze owo lądowanie kosmiczną rakietą na ziemi. Dobre rady na ten czas wysyła nam nasza redakcyjna koleżanka – Marta Goluch – w napisanym przez siebie tekście piosenki, którego fragment mówi: „zostań w domu, żebym mogła znów pogłaskać Cię”. Musimy sobie zatem uświadomić co jest najlepszym lekarstwem na ten moment, jeszcze zanim (tfu!) trafimy do szpitala… I tu znów słowa piosenki: „my sami jesteśmy swoim lekarstwem (…) tylko zostań w domu. Korona Ci w końcu z głowy nie spadnie więc czekaj w domu tak ładnie i w kamerce do mnie uśmiechaj się”. Polecamy Wam zatem tę piosenkę Marty Goluch – naszego MORSa, który obecnie studiuje (w trybie online oczywiście), a jest z nami od swoich licealnych lat.
Autor tekstu: Marta Demartin - Redaktor Naczelna Radia MORS UG
Radiowa premiera tej piosenki już dziś (21 kwietnia) o 16:30 na antenie Radia MORS UG w „Słuchamy – polecamy”, a teledysk można obejrzeć tutaj.