Ukraina będzie silniejsza. Rocznica wybuchu wojny

W pierwszą rocznicę wybuchu wojny w Ukrainie z dr hab. Aleksandrem Kuczabskim, prof. UG, rozmawia Marcel Jakubowski.

 

- Został Pan pełnomocnikiem Rektora ds. Pomocy Ukrainie kilka dni po wybuchu wojny w Ukrainie. Jak wyglądały pierwsze tygodnie na tym stanowisku?

- Powołanie na to stanowisko odebrałem z pewnym zaskoczeniem. Zapewne wynikało ono z tego, że przez pewien czas aktywnie próbowałem rozwijać współpracę z ukraińskimi ośrodkami badawczymi. Ta funkcja wymagała sporo działań organizacyjnych. Nasza uczelnia posiada system zarządzania, który faktycznie jest bardzo sprawny. Dzięki niemu Uniwersytet Gdański wobec tego wyzwania związanego z wojną w Ukrainie poradził sobie na piątkę, a nawet na piątkę z plusem.

 

- W jaki sposób Uniwersytet Gdański pomógł na początku wojny środowisku naukowemu Ukrainy? 

- Do Polski i Trójmiasta przybyli naukowcy, którzy już kiedyś współpracowali lub chociaż odwiedzili naszą uczelnię. W takim przypadku musieliśmy zadziałać jako uniwersytet i odpowiedzieć na pytanie: Jak możemy wciągnąć te osoby w działalność naukową UG? Rozwiązaniem okazały się stypendia na współpracę naukową, badawczą, a nawet dydaktyczną. Dla ukraińskich studentów uruchomiony został system, który pozwolił im kontynuować naukę na UG. Ponieważ nie ma całkowicie kompatybilnych kierunków studiów, każde podanie trzeba było traktować indywidualnie. Sam mam taką osób wśród swoich studentów. Bardzo się cieszę, że tutaj jest. To taki człowiek, który bardzo szybko przyswaja materiał i nawiązuje kontakty.

 

- Wymienił Pan parę inicjatyw, które ruszyły prawie od razu po wybuchy wojny, ale jak to wyglądało w perspektywie całego roku? Jak społeczność akademicka UG pomogła Ukrainie przez te 365 dni?

- Takich przedsięwzięć jest sporo i nie sposób wymienić ich wszystkich. Najbardziej spektakularnie prezentowała się na pewno zbiórka na Wydziale Nauk Społecznych. Ta inicjatywa nawet teraz wzbudza u mnie pozytywne uczucia, ponieważ udało się zrobić bardzo dużo dobrych spraw. Kolejną taką inicjatywą jest letnia szkoła pt. „Dzieci Bohaterów” dla dzieci, których rodzice walczą na froncie. Te młode osoby potrzebowały wsparcia psychiczno-emocjonalnego. Inicjatywa odbyła się na przełomie sierpnia i września. Na początku myśleliśmy, że będzie to akcja jednorazowa, ale teraz przygotowujemy kolejną edycję.

 

- A jakie inicjatywy dla Ukrainy pojawią się na Uniwersytecie Gdańskim?

- Obecnie w Instytucie Geografii Społeczno-Ekonomicznej i Gospodarki Przestrzennej przygotowujemy ofertę studiów podyplomowych dla pracowników ukraińskich samorządów terytorialnych pt. „Gospodarka Przestrzenna dla odbudowy Ukrainy”. Kierunek miałby ruszyć od nowego roku akademickiego i trwałby dwa semestry. Uczestnicy dowiedzą się, jak odbywa się zagospodarowanie przestrzenne w Unii Europejskiej i w Polce. Po wojnie na Ukrainie, kiedy trzeba będzie naprawić wszystkie zniszczenia, ta kwestia stanie się kwestią nr 1.

 

- Rok temu Ukraińcy potrzebowali jedzenia, transportu oraz wiktu, teraz opowiada Pan o nowych studiach podyplomowych. Jak zmieniło się to zapotrzebowanie na pomoc dla Ukrainy?

- Sytuacja się zmienia, zapotrzebowania też są inne. Z tej grupy, która tutaj przyjechała w te pierwsze dni, część osób wróciła na Ukrainę, a część została. Ci drudzy zaadaptowali się całkiem dobrze. Znaleźli pracę, dzięki której mają środki na wyżywienie i lokum. Ten kolejny krok ze strony uczelni polega np. na zapewnieniu im możliwości rozwoju naukowego. Dobrym przykładem tego jest nostryfikacją dyplomów. Polska uznaje kompetencje i stopnie naukowe uzyskane w Ukrainie, ale pod warunkiem, że takie dyplomy będą nostryfikowane. Po ataku Rosji na Ukrainę decyzją Rektora UG takie osoby zostały zwolnione z opłat za taką usługę. Wiele takich procedur uruchomiono na naszej uczelni, dzięki czemu wielu Ukraińców otrzymało dostęp do rynku pracy.

 

- Czego potrzebuje teraz środowisko naukowe Ukrainy?

- Wielu ukraińskich naukowców skorzystało z naszych miesięcznych staży. Niektórzy z nich wrócili do swojego kraju, gdy sytuacja się już trochę uspokoiła. Część przeszła przez procedurę nostryfikacji i zostały zatrudnione na naszym uniwersytecie. Jesteśmy nastawieni na rozwój tej współpracy, czyli wspólne badania naukowe. Ukraińskie ośrodki badawcze kontaktują się z nami w sprawie właśnie takiej współpracy. Ukraińscy badacze uzyskują też dofinansowanie z różnych inicjatyw programu Erasmus+, Narodowego Centrum Nauki, Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej czy Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. 

 

- Jako ekspert od planowania przestrzennego w trakcie trwania wojny zajmował się Pan m.in. stanem transportu publicznego w Mariupolu i Charkowie. Jak obecnie wygląda stan komunikacji miejskiej tych miast?

- Ukraina przed wojną zmodernizowała swoje systemy transportu publicznego pozyskując środki finansowe m.in. z Unii Europejskiej. Zostały one wykorzystane dość efektywnie, szczególnie w takich miastach jak Charków i Mariupol. Duży nacisk został położny na elektromobilność, czyli trolejbusy, czy jak w przypadku Charkowa na metro. Jednak po wybuchy wojny wszystko w Mariupolu wszystko zostało praktycznie zniszczone. Miasto zamieszkuje ok. 10% przedwojennej liczby mieszkańców. Nie sądzę, żeby Rosjanie chcieli to odbudowywać. Ten transport zapewne nigdy nie zostanie już tam uruchomiony. W przypadku Charkowa sytuacja nie jest tak dramatyczna, bo miasto nie zostało przejęte przez Rosjan, ale ciągle znajdowało się pod ostrzałem artyleryjskim. Sporo tych pojazdów uległo zniszczeniu. Metro stało się schronieniem podczas ataków rakietowych. Jednak po wojnie trzeba będzie tę infrastrukturę przywrócić do poprzedniej roli.

 

- Zakładając, że wojna skończyłaby się jutro, ile lat zająłby Ukrainie powrót do stanu przed wojną?

- Niestety, nie posiadamy twardych materiałów dotyczących zniszczeń, które dotknęły Ukrainę. Nie da się tego obliczyć. Wszystko zależy od gotowości społeczeństwa, aby od razu po wojnie ruszyć i odbudować swój kraj. Pamiętajmy, że Polska też leżała w gruzach w 1945 r. Po pierwszym ataku Rosji na Krym i Donbas w 2014 r. i po tym, jak ta sytuacja się trochę uspokoiła, Ukraina zaczęła się rozbudowywać. Weszła np. reforma samorządu terytorialnego, który wzorowano na systemie polskim. Pomimo trwającego konfliktu z Rosją stworzono system, w którym samorządy mają własną autonomię i finanse. Jeśli nawet w takich warunkach udało się Ukrainie wprowadzić tak duże zmiany, to wierzę, że i po tym konflikcie uda się taką odbudowę zrealizować.

 

- Co stoi na przeszkodzie tego procesu?

- W Ukrainie głównym problemem jest korupcja. Dotyczy ona różnych środowisk, lecz przede wszystkim władz politycznych. Duży problem stanowi też skala zniszczeń. Na Donbasie całe miasta zostały zniszczone. Nie wiadomo, czy ktoś wróci do tamtych miejsc i spróbuje odnowić to miejsce. Trudno też oszacować straty ludności, czyli ile osób postanowi nie wracać z uchodźstwa do Ukrainy. Im dłużej ten konflikt trwa, tym bardziej się te osoby zadomowiają, aż w pewnym momencie okaże się, że nie warto porzucać tych wyższych standardów życia. Szczególnie w takich krajach jak Niemcy, czy Kanada.

 

- Czyli Ukraina, która wyłoni się po wojnie, nie będzie już tym samym krajem?

- Oczywiście, że nie. Odbuduje się w innej formie pod każdym względem. Na pewno będzie silniejsza. Miejmy nadzieję, że powróci do tych granic, które są uznawane na całym świecie, czyli tych z 1991 r. Natomiast jeśli uszkodzona zostanie tama  w Nowej Kachowce to Ukrainie grozi katastrofa ekologiczna. Nie tylko społeczeństwo i infrastruktura będą inne, ale także przyroda w tym rejonie ulegnie zmianie. Widziałem takie drastyczne nagrania, gdzie ludzie pod Odessą wchodzą do wody i trafiają na minę. Nie wiadomo ile czasu zajmie oczyszczanie wszystkich tych obszarów z niewybuchów i innych pułapek. 

 

- Dziękuję za rozmowę.

 
Marcel Jakubowski/Zespół Prasowy
Pokaż rejestr zmian

Data publikacji: piątek, 24. luty 2023 - 12:56; osoba wprowadzająca: Katarzyna Marosz Ostatnia zmiana: piątek, 24. luty 2023 - 12:56; osoba wprowadzająca: Katarzyna Marosz